Powieści Agathy Christie zawsze wywołują we mnie dreszcz emocji i to nawet wtedy, gdy po dłuższej lub krótszej przerwie sięgam po nie po raz kolejny :)
Tym razem moją uwagę przykuła stojąca na półce publikacja pt. „Uśpione morderstwo”. Już sam tytuł podpowiedział mi, że akcja przeniesie nas do wydarzeń z przeszłości, które teraz po wielu latach przybiorą na sile.
Rozpoczynająca nowe życie Gwenda Halliday przeprowadza się do uroczej posiadłości Hillside w Dilmouth. Jest zafascynowana nowym domem i pełna entuzjazmu rozpoczyna urządzanie jego wnętrza. Z biegiem czasu zauważa jednak, że miejsce te wydaje się jej niezwykle znajome. Jakie tajemnice skrywa ten wiekowy dom? Niepokój Gwendy wzbudza również fakt, że nigdy wcześniej nie mieszkała w Dilmouth, więc dlaczego pojawiają się dziwne zbiegi okoliczności, podobne do siebie miejsca i mroczne wizje śmierci młodej kobiety? Pytania mnożą się nie tylko w głowie Gwendy, ale też u samego czytelnika. Żeby połączyć ze sobą wszystkie zdarzenia niezbędna będzie pomoc detektywa: Panny Marple. Rozpoczynając śledztwo poznaje mieszkańców miasteczka i analizuje dokładnie wszystkie ich spostrzeżenia. Coś podpowiada jej, że ta młoda kobieta musiała mieszkać jako dziecko w Hillside, a dopiero później wyjechać do Nowej Zelandii. Jakie wydarzenia zostały „uśpione” na wiele lat i czy warto je budzić?
Zakończenie jak zwykle w powieściach Christie zaskakuje czytelnika. Kim tak naprawdę była Helen, której morderstwo widziała małoletnia Gwenda? Takiego rozwiązania sprawy i zdemaskowania mordercy chyba nikt by się nie spodziewał...
Czytając „Uśpione morderstwo” próbujemy tak jak Panna Marple metodą dedukcji rozwiązać tę tajemniczą zagadkę. Czy nam się uda? Każdy musi sam się o tym przekonać :) Uważam, że warto spróbować, tym bardziej, że jest to ostatnia powieść Agathy Christie, zgodnie z jej wolą opublikowana po jej śmierci.